Crowdfunding udziałowy staje się coraz popularniejszy. Obecnie trwają emisje akcji 12 spółek. Możemy w najbliższym czasie spodziewać się wielu kolejnych.
Emisje akcji
Tylko w marcu inwestorzy wycofali z funduszy inwestycyjnych 20 miliardów złotych. Znaczna część to środki inwestorów indywidualnych. Szukają teraz dobrej okazji do zainwestowania. Nie sądzę, żeby były to lokaty bankowe. Po dwóch z rzędu obniżkach stóp procentowych trzymanie środków na lokatach stało się po prostu nieopłacalne. Czy część środków trafi na platformy crowdfundingowe?
Na to najwidoczniej liczą spółki. Z zapowiedzi platform crowdfundingowych wynika, że trwają przygotowania do emisji akcji aż 45 firm.
Z jednej strony jest to szansa, że znajdziemy w tym gronie jakieś perełki – spółki godne zainwestowania większych środków. Obawiam się jednak, że ryzyko z tym związane jest większe niż szanse.
Ostatnie sukcesy niektórych ofert (Wolf and Oak, Tenczynek Bezalkoholowe) wyostrzyły apetyty innych firm. Z drugiej strony kryzys, który nabiera rozpędu postawił część spółek pod ścianą.
Stare giełdowe powiedzenie mówi, że gdy przychodzi odpływ widać kto bez majtek pływał. Wiele firm nie posiada poduszki finansowej na trudne czasy. Bez dokapitalizowania będą miały poważne trudności z płynnością. W konsekwencji grozi im bankructwo.
Pułapki crowdfundingu
Chciałbym się mylić, ale obawiam się, że w gronie tych 45 nowych emitentów więcej będzie emisji ratunkowych niż na rozwój biznesu. Pobieżny przegląd branż, w których działają pozwala postawić tezę, że są to jakieś niszowe biznesy, nawet zabawa w biznes. Trudno w nich upatrywać szans na wielki rozwój i przyzwoity zwrot kapitału.
Już teraz zauważyłem tendencję do ustalania ceny emisyjnej „z kosmosu”. A nuż się uda i inwestorzy kupią akcje nie wczytując się w raporty finansowe. Czasami firmy przedstawiają nawet raport z wyceny biegłego, który ma uzasadnić taką cenę emisyjną. Tylko co z tego, skoro raport został sporządzony kilka miesięcy temu, przy całkiem innych założeniach makroekonomicznych. Kto pół roku temu spodziewał się epidemii? Wtedy zastanawialiśmy się czy gospodarka wzrośnie tylko o 3,5% czy może o 5%. Teraz spadek o 2% jest uznawany za prognozę optymistyczną. Dziś raport z wyceny wyglądałby całkiem inaczej.
Tylko w marcu wyceny wielu spółek na giełdzie spadły o kilkadziesiąt procent. Emitenci na platformach crowdfundingowych zdają się tego nie widzieć. Nie zamierzają obniżać swojego apetytu. Doszliśmy do sytuacji, że start-upy w crowdfundingu wyceniają się kilkukrotnie drożej niż dojrzałe spółki giełdowe. To irracjonalne. Wystarczy przypomnieć sobie, że inwestując w crowdfundingu nie mamy takiej płynności jak na giełdzie. Możliwe, że akcji nie sprzedamy nawet przez kilka lat. Sam brak płynności powinien powodować, że wyceny spółek w emisjach crowdfundingowych powinny być o około 20% niższe niż firm notowanych na GPW lub NewConnect.
Platformy crowdfundingowe
Dziwię się przy tym reakcji przedstawicieli platform crowdfundingowych na powyższe zarzuty. Bagatelizują temat odpowiadając, że przecież nikt nikogo nie zmusza do inwestycji. Z jednej strony to prawda, ale jednocześnie trwa z ich strony naganianie na kupno akcji. Na Facebooku pojawiają się reklamy nowych emisji z opisem, że „teraz jest najlepszy czas na inwestowanie”.
To dość ryzykowne określenie. Czy to najlepszy czas – okaże się w przyszłości. Ja jestem ostrożniejszy w takich sądach. Zauważyłem, że w ofertach bierze udział sporo początkujących inwestorów, którzy wcześniej nie mieli kontaktu z rynkiem kapitałowym. Rozumiem, że platformom crowdfundingowym zależy na jak najwyżej wartości ofert. W końcu żyją z prowizji. To coś naturalnego i normalnego. Ale jakaś wewnętrzna weryfikacja emisji i ich wartości powinna obowiązywać.
Sukces oferty w postaci sprzedaży akcji za wysoką cenę będzie można ogłosić w mediach i zgarnąć prowizję. Tylko co potem? Czy inwestorzy, którzy na tych ofertach stracą wrócą później przy okazji kolejnych emisji? Szczerze wątpię.
Nie mam zamiaru tym tekstem straszyć ani zniechęcać do kupna akcji. Wręcz przeciwnie. Po to prowadzę stronę, żeby do tego namawiać. Ale zależy mi przede wszystkim na tym, aby rynek crowdfundingu miał zdrowe podstawy. To pozwoli na to, aby moda na crowdfunding trwała długo.